Od autorki:
Autorki są właściwie dwie, bowiem pewne
fragmenty, cudowne fragmenty, napisane zostały przez moją bliźniaczkę, główną
inspirację do stworzenia Cornerstone. Miłego
czytania.
Czas
pisania: czerwiec – lipiec
2014
Długość: 18 stron
Dedykacja: Mojej siostrze z wyrazami miłości. Mam nadzieję,
że właśnie tak powinno być.
~*~
in your bright blue eyes
Zamknij oczy.
No już, szybko, zamknij oczy, bo jeszcze zapomnisz.
Zamknij oczy właśnie w tym momencie! Nie możesz dłużej patrzeć, bo nie
zapamiętasz odpowiednio. Musisz zamknąć oczy i jeszcze raz odtworzyć to
wszystko w głowie. Jeszcze raz przywołać jego spojrzenie i jeszcze raz
rozpłynąć się na granicy jawy i sny, marzeń i wspomnień zlewających się w
jedność.
Effy, zamknij oczy, bo inaczej zapomnisz!
A przecież nie chcesz zapominać, nie jego, z tym pięknym, pełnym nieśmiałości i
niezdecydowania uśmiechem, z oczami w kolorze roztopionej czekolady. Przecież
nie chcesz zapominać, jak walczył sam ze sobą, ażeby zbyt często nie mierzyć
cię wzrokiem. I jak bardzo mu to nie wychodziło.
Skup się. Zamknij oczy i zbierz się w
całość. Zatrzymaj te niecałe dwie godziny na zawsze, zapamiętaj je jak
najlepiej. Nie masz innego wyboru. Zatrzymaj je, bo nic poza nimi ci nie
zostało.
Masz tylko swoje małe, złamane serduszko
i niecałe dwie godziny spojrzeń kierowanych przez mężczyznę, którego nie chcesz
zapomnieć.
Dlatego zamknij, do cholery, oczy. I nie wypuszczaj
z pamięci jego obrazu, nie rób tego, Effy. Nie
możesz zapomnieć.
Zamknij oczy, Effy, i poczuj jego dłonie
oplatające twoją talię. Poczuj jego usta na swojej szyi i uśmiechnij się.
Uśmiechnij się, Effy, bo to tak bardzo piękne, choć nierealne.
Uśmiechnij się i tak, a potem spójrz
jeszcze raz na scenę i upewnij się, że już po wszystkim. Zaciśnij palce na
kostce od gitary, po raz kolejny próbując uwierzyć, że naprawdę ją złapałaś. A
potem jeszcze raz spójrz w miejsce, gdzie ostatni raz był, i spróbuj wykonać
ten zalotny uśmiech.
Ślicznie, Effy, a teraz zamknij oczy i
obudź się w swoim łóżku pośród promieni budzącego się słońca i uśmiechnij
jeszcze raz do tej sennej mary albo wspomnienia, po czym jeszcze raz przypomnij
sobie jego oczy.
Zakup biletów na Arctic Monkeys to jedna
z najlepszych decyzji w twoim życiu, Effy Ainsworth.
can i call you her name?
Uśmiechnij się bardzo szeroko, a potem po
raz kolejny odbij od płyty Wembley w rytm The
view from afternoon. I śpiewaj głośno z Alexem, czując, jak muzyka i piwo
miesza ci w głowie, a tłum niesie gdzieś do przodu, gdzieś w świat zabawy i
może trochę iluzji. Czuj tę magię, Effy, baw się wspaniale i nie myśl o niczym.
Odpłyń w świat muzyki i uśmiechaj się, bo
basy przeszywają twoje żebra. Bo wszystko jest piękne, a ty skończysz ten
koncert cała obolała, ale w tej jednej chwili wcale o to nie dbasz. Najwyżej
będziesz cierpieć jutro i będziesz kląć jak nawiedzona, aż twoja własna siostra
oszaleje.
Jesteś szczęśliwa, Effy.
Następne jest Cornerstone, a ty się po prostu obracasz. Na ułamek sekundy
spoglądasz gdzieś poza scenę i już wiesz.
Już wiesz, że to właśnie twój sen, że właśnie to ten wyjątkowy facet, i wiesz
też, iż jemu mogłabyś zaśpiewać „You can
call me anything you want”.
Może nawet jemu to śpiewasz, Effy.
Czujesz przecież tę magię, tańczysz, bawisz się wspaniale, może trochę
rozmazuje ci się mocny makijaż oczy, ale przecież tak pięknie jest. Życie jest
cudowne, Alex Turner seksowny, a ty właśnie spotkałaś człowieka, którego
pamiętasz ze snu. I wiesz, że musisz znaleźć się bliżej sceny albo bliżej
niego, sama nie jesteś pewna. Chyba bliżej sceny, bo mężczyzna ze snu będzie
zawsze niedaleko za tobą.
Zamknij oczy.
Już, szybko, zamknij oczy, Effy, zapamiętaj
go jak najlepiej. Nie zgub tego obrazu, nie zgub jego czekoladowych tęczówek w
zakamarkach pamięci. Wiesz doskonale, że masz tylko to.
Musisz pamiętać, Effy. I musisz wciąż
świetnie się bawić, tańczyć i śpiewać, i skakać, i nie zapominać, że to jest jeden
z najpiękniejszych wieczorów twojego życia.
Po prostu tego nie strać, Effy.
I bądź wspaniała. Baw się cudownie i
uważaj, a potem złap tę kostkę od gitary i obróć się jeszcze raz, a on dalej
będzie kilka kroków od ciebie, może kilkanaście, i będzie patrzył.
Będzie wspaniale, Effy. Wszystko będzie
wspaniale, wiesz o tym, szczególnie gdy to wszystko się dzieje, gdy Arctic
Monkeys zeszli już ze sceny, a ty stoisz gdzieś pośród fanek obdarzających cię
wrogim spojrzeniem i uśmiechasz się.
Pamiętasz, że miałaś się uśmiechać,
prawda? Tym najpiękniejszym i najsłodszym uśmiechem na świecie, tym, który może
powiedzieć mu wszystko.
A potem chyba po prostu odejdź. Z kostką
od gitary ściskaną w dłoni i wypiętym biustem odejdź. Dumny krok, Effy,
pamiętaj. Głowa do góry i uśmiechaj się, próbując nie tracić kontaktu
wzrokowego.
Ma tak piękne czekoladowe tęczówki,
chciałabyś się w nich rozpłynąć. Chciałabyś patrzeć w nie całe życie i
wiedzieć, że należą tylko do ciebie.
A tymczasem masz tylko kostkę od gitary,
obolałe nogi i złamane serduszko. A, jeszcze jest dzwoniący gdzieś w tle
telefon, chociaż tak łatwo zignorować Fluorescent
adolescent ustawione jako dzwonek w jakieś piętnaście minut po usłyszeniu
tego na żywo.
Chciałabyś nie odbierać telefonu i nie
wychodzić z Wembley. Chciałabyś trwać tak jak najdłużej, ale niestety nie
możesz. Nogi zaczynają dawać o sobie znać i nawet wygodne, czarne conversy,
całkowicie podeptane i wymęczone przez kilometry, jakie przeszłaś w nich po
Londynie, nie przynoszą ukojenia. Najchętniej byś je zdjęła i wróciła do domu
na boso, może metrem, a może piechotą, rozkoszując się wciąż grającymi w twojej
głowie dźwiękami i jego spojrzeniem nadal lustrującym twoją sylwetkę.
Ale zamiast tego musisz odebrać telefon,
Effy. Nie bądź wredną suką i odbierz ten cholerny telefon, nim nie najdzie cię,
żeby go rozwalić. Przecież wiesz, że to wszystko jedynie z troski i miłości.
– Gdzie ty jesteś, na miłość Boską? –
mamrocze damski głos w słuchawce. – Trochę się martwiłam, że nie odbierałaś.
– Alexa, za trzy i pół miesiąca będę
pełnoletnia, nie musisz panikować – odpierasz z ironicznym uśmiechem.
– Anyway,
pospiesz się, proszę cię, naprawdę chciałabym jak najszybciej pójść spać.
– To idź – wzruszasz ramionami. –
Przecież się nie zgubię.
– Effy…
– Ugh, szukam cię, zaraz będę.
Znajdujesz ją dokładnie tam, gdzie
widziałaś ją po raz ostatni. Drobna szatynka, twoja kochaniutka starsza siostra
uśmiecha się do ciebie delikatnie, albo uśmiecha się do niego, bo gdy się
obracasz, zauważasz, że twoja senna mara z nie jednej nocy nadchodzi tuż za
tobą. Nawet przytula lekko Alexę i rzuca jakąś mało ciekawą uwagę, po czym
twoja siostra decyduje się wreszcie na opuszczenie stadionu, on zaś
natychmiast, jak na dzielnego rycerza przystało, proponuje odwieść was do domu.
Widzisz, Effy, niewiele straciłaś, nie
podchodząc do niego gdzieś na samym środku murawy świątyni futbolu, może
dlatego, że znasz mężczyznę swojego życia już jakiś rok i wydaje ci się, że
znów spotkasz go nawet o poranku w swojej kuchni, kiedy po raz kolejny będzie
palił tosty dla ciebie i twojej siostry.
Wszystko będzie fantastycznie, Effy. A ty
po prostu bądź kochająca i wspaniała.
you are the space in my bed
Kiedy rano wstajesz, wszystko znów wydaje
się o wiele bardziej skomplikowane niż nocą. Znów świat pełen jest chaosu, a ty
musisz udawać, że nic się nie zmieniło. Że wcale nie spostrzegłaś w jego oczach
jakiegoś rodzaju milczącego podziwu a może nawet pożądliwości. Znów wszechświat
zachowuje się, jakby cię nienawidził, chociaż przez ułamek sekundy lub dwa
wszystko wydawało się wspaniale. Tańczyłaś na najlepszym koncercie swojego
życia, a on obserwował cię, ba, nie spuszczał z ciebie oczu.
Biedna jesteś, kochanie. Można ci
współczuć tego, jak ciężko być Effy Ainsworth aka młodszą siostrą Alexy
Ainsworth, która tak dobrze go zna od bardzo dawna.
Kiedy wstajesz rano, chce ci płakać, lecz
nie jesteś w stanie pozwolić choć jednej łzie spłynąć po twoich bladych policzkach.
Przeczesujesz palcami włosy o kolorze gdzieś pomiędzy rudym blondem a dziwnym
brązem z miedzianą poświatą, po czym sięgasz po odtwarzacz i, wsadziwszy do
uszu słuchawki, zapętlasz Cornerstone.
Może genialny akcent Alexa Turnera prosto z Sheffield oraz zakopanie się pod
kołdrą przyniosą ci trochę ukojenia, Effy.
A może zrobi to on, pukający do twoich
drzwi z kubkiem wspaniałej kawy i tostami z leciutko ciągnącym się serem.
– Effy – słyszysz, chociaż pogłaśniasz
odtwarzacz. – Effy, nie śpisz już?
Oczywiście, że nie śpisz. Co więcej,
nagle pragniesz natychmiast wstać i znaleźć się w jego ramionach. Poczuć jego
dłonie na swoim ciele, ujrzeć jego uśmiech i sprawdzić, czy aby na pewno to
wszystko, co się wydarzyło w nocy, jest realne.
Szkoda tylko, że tak bardzo boisz się mu
powiedzieć o swoich uczuciach. Szkoda, że tak bardzo mocno boisz się
odrzucenia.
Bez ryzyka nie ma zabawy, Effy. A ty
podobno nie masz nic do stracenia, więc może powinnaś nareszcie przestać
ukrywać uczucia pod perfekcyjnie zagraną zimną skorupą. Wcale nie jesteś
bezuczuciową suką, która nie potrafi nawet się zakochać.
Przecież jesteś zakochana, Effy. I masz
złamane serduszko, bo wbrew pozorom kochasz aż za mocno. Jednak nikomu nie
możesz o tym powiedzieć, może poza Alexą. Może właśnie twoje złamane serce
nakazuje rozumowi pozwolić mu wejść.
– Cześć, Effy – słyszysz, wyłączywszy
odtwarzacz z mieszanką niezadowolenia i szczęścia.
Jesteś bardzo dziwną istotą, Effy
Ainsworth.
Na dźwięk jego głosu wychylasz się spod kołdry,
on zaś parska śmiechem.
– Wyglądasz...
– Beznadziejnie – wchodzisz mu w słowo. –
Nie musisz mnie o tym upewniać.
– Wcale nie jest tak źle – natychmiast próbuje
protestować. I ty niby miałabyś go nie kochać?
– Aaron – mamroczesz jedynie z lekką
irytacją, choć tak naprawdę coraz bardziej chciałabyś tylko ująć jego dłoń, a
potem całować te wygięte w lekki uśmiech usta aż do końca świata.
Nawet twoja wyobraźnia cię nienawidzi,
Effy. Podsuwa ci obrazy, od których robi ci się gorąco, a serce zaczyna cię znów
boleć. Nigdy wcześniej nie pragnęłaś kogokolwiek tak bardzo, jak w tej właśnie
chwili chcesz Aarona Ramseya, który przysiada na brzegu twojego łóżka i podaje
ci kawę.
Czy jest coś, czego ten facet nie robi
idealnie?
Jasne, dobrze o tym wiesz, Effy. Problem –
albo i nie problem – w tym, że teraz nie chcesz o tym pamiętać. Nigdy nie
chcesz o tym pamiętać.
– Alexa wstała? – pytasz, a on wzrusza
ramionami. Cały Ramsey. – A zostałeś u nas, bo...?
Ponownie wzrusza ramionami.
„Zostałem, bo chciałbym widywać cię jak najczęściej,
Effy. Bo jesteś wszystkim, Effy.”
– Tak jakoś... Nie wiem w sumie, chyba
nie chciałem wracać do siebie. Nie wiem.
Możesz tylko westchnąć z ledwo wyczuwalną
irytacją, nie dając po sobie poznać, jak bardzo boli cię serce. I jak bardzo chciałabyś
się rozpłakać, ponownie zakopać pod kołdrą i pozwolić emocjom znaleźć ujście we
łzach. Jak bardzo to wszystko jest dla ciebie trudne i jak bardzo nie masz już siły.
A potem nagle – na pewno się tego nie
spodziewasz – Aaron Ramsey znajduje się centymetry od ciebie. I chyba nawet
chce coś zrobić, chyba nawet już prawie cię całuje, lecz kiedy otwierasz przymknięte
powieki, on tylko posyła ci przepraszający uśmiech.
Nie tak to sobie wymarzyłaś, Effy. Nie
tak to miało być.
Wiesz może, dlaczego wciąż nie zebrałaś się
na powiedzenie mu prawdy o swoich uczuciach? Oczywiście, że wiesz, Effy.
Aaron nie wiedziałby, co z tym począć. I
albo by nie zrobił niczego, albo uciekł, a ty nie możesz pozwolić na żadną z
tych opcji. Kochasz go nawet wtedy, gdy jest niezdecydowana i tchórzliwą pizda.
Gorzej by już chyba być nie mogło.
remember cuddles in the kitchen?
Pierwszą osobą, którą po transferze do
Arsenalu poznał Aaron Ramsey była Alexa Ainsworth. Alexa przyprowadziła go zaś
do domu parę dni później i poznała ze swoją młodszą siostrą, po czym
postanowiła, że będą najlepszymi przyjaciółmi.
Alexa miała specyficzny dar podejmowania
tego typu spontanicznych decyzji i na tyle uroku osobistego, ażeby ludzie
reagowali rozbawieniem i podporządkowywali się jej zdaniu.
Chyba nigdy nie dorównasz Alexie, Effy, a
przynajmniej nie w dziedzinie przyjaźnienia się z Aaronem. Może dlatego, że ty
go kochasz, a Alexa to Alexa i kochać nie bardzo chce.
Dla ciebie i tak jest za późno, Effy. Ty
i tak już masz złamane serce, które mu oddałaś. A on chyba nawet tego nie
widzi.
Głupi, ślepy Aaron Ramsey.
A ty, Effy, kochasz go przecież nad życie
i kurewsko cierpisz. Pewnie dlatego nie wychodzisz z łóżka przez kolejne trzy
dni, wyłączywszy krótką podróż do kuchni lub łazienki.
– Co jest? – pyta raz Alexa. Siąkasz
nosem, po czym wzruszasz ramionami.
– Umieram sobie – dodajesz w ramach
wyjaśnienia. Siostra skina głową, ażeby dziesięć minut później przynieść ci
miskę rosołu, wielkie kakao i dużo żelek. Uśmiechasz się blado, mamrocząc
podziękowanie, a ona nie mówi już nic, bo doskonale rozumie.
W końcu jednak musisz przestać się nad
sobą użalać, Effy. Musisz wziąć się w garść i zacisnąć zęby, bo inaczej długo
tak nie pociągniesz. Już prawie nie dajesz rady a na sam dźwięk Cornerstone w głowie dusza cię łzy.
Wystarczy, Effy. Przypomnij sobie jego
spojrzenie z koncertu, to, którym jakby szeptał, że cię pragnie, a potem wstań
i spróbuj nie straszyć dziś ludzi w szkole. W końcu musisz się w tej kochanej
instytucji edukacyjnej pojawić, Alexa i jej wymówki na dłuższą metę będą dość
podejrzane.
Więc wstajesz, ubierasz się, nawet
malujesz i pakujesz jakieś książki. Może przetrwasz te kilka godzin, a jeśli
nie, zapętlisz sobie skrycie w słuchawkach Arctic Monkeys i będziesz odliczać
minuty dzielące cię od powrotu do łóżka, gdzie będziesz mogła znów się
rozpłakać, bo Aaron Ramsey jest ślepy i nie widzi, jak bardzo go kochasz.
W kuchni kątem oka spostrzegasz Alexę,
ale nawet nie zwracasz na nią uwagi. Nie masz już siły, chociaż przed siostrą
nie musisz udawać. Jakkolwiek głupio iść tak do szkoły, a wcześniej rozpłakać
się nad kubkiem kawy. Zaś łzy bardzo chcą spłynąć po twoich policzkach i bardzo
cię to wszystko boli. Cierpisz, Effy, i nie potrafisz nic z tym zrobić. Tylko
ciągle wierzysz, że kiedyś wyobrażenie jego dłoni na twojej talii i jego ust
całujących twoje okaże się rzeczywistością. Że kiedyś poczujesz to naprawdę, że
Aaron Ramsey będzie cię kochał, Effy.
Tymczasem jednak on nie wie nic o twoich
uczuciach, a ciebie dławią łzy nad kubkiem kawy i dłonie, które za długo
czujesz. Dłonie, które okazują się realne, które naprawdę widzisz na swoich
biodrach. Wszystkie twoje sny są nagle prawdziwe, Effy. Odwracasz się niepewnie, ażeby stanąć
twarzą w twarz z jego delikatnym uśmiechem i tym zapierającym dech w piersiach
spojrzeniem czekoladowych oczu pełnych specyficznego przerażenia. Widzisz
mężczyznę, którego tak sakramencko kochasz, tuż przed sobą i znów rozrywa ci
serce na pół. Jego oddech pali w ten dziwnie przyjemny sposób, a tobie chce się
znów płakać, Effy.
Jest ci zarazem tak wspaniale i tak
strasznie boli cię serce w sposób wręcz fizyczny. Aaron Ramsey ma nad tobą
całkowitą władzę i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Aaron Ramsey również nagle cię całuje.
Gwałtownie, bez ostrzeżenia, przypierając cię do kuchennej szafki. Jesteś w
szoku, Effy, bo to wszystko nie powinno się dziać, lecz chwilę później
wyłączasz rozsądek. Jest tak pięknie chociaż przez tę jedną krótką chwilę,
która trwa wiecznie.
Czy nie chciałabyś, ażeby świat skończył
się w jego ramionach? Teraz mogłabyś umierać i może rzeczywiście to robisz
pomiędzy kolejnymi chaotycznymi pocałunkami. Uwielbiasz go, Effy, i nie
rozumiesz zarazem już niczego. Może dlatego też w pewnej chwili siedzisz na
kuchennym blacie, obok was na podłodze leży stłuczone szkło i rozlana kawa, a
ty ciężko oddychasz, wciąż mając palce wplątane w jego włosy. Tulisz policzek
do jego czoła i nie wierzysz, po prostu nie jesteś w stanie dopuścić do siebie
tylko kilkudziesięciu pocałunków do swojej świadomości. Zbyt pięknie śnisz,
Effy Ainsworth, on zaś ma wspaniałe, ciepłe dłonie, wciąż spoczywające na
twoich biodrach. I macie jeszcze ciszę dookoła przerywaną ciężkimi oddechami i
pachnącą niepewnością.
Tak naprawdę mogłabyś pozostać tak na
wieczność. Jesteś nawet szczęśliwa, Effy. Gratulacje.
Aaronowi chyba nigdzie się nie spieszy,
ale ty w pewnej chwili przypominasz sobie, że masz szkołę. Albo przypomina ci o
tym hałas dochodzący z sypialni Alexy, przez który miłość twojego życia odsuwa
się od ciebie i wtedy doświadczasz raz jeszcze tamtego spojrzenia z Wembley
męczącego cię dniami i nocami. Pochylasz się w jego stronę, prawie upadając,
tylko po to, ażeby cię złapał i z uśmiechem pocałował jeszcze raz.
– Ja wiem, Effy – mamrocze w twoje usta. –
Ja wiem.
Nie jesteś w stanie mu odpowiedzieć, bo
pomaga ci zejść z blatu i sekundę później w kuchni pojawia się zaspana Alexa.
– Cześć, sisi, Aaron – rzuca, ziewając
wciąż i wciąż. – Effy, idziesz dziś do szkoły?
Skinasz głową, bez słowa całujesz
szatynkę w policzek i wychodzisz, czując na swoich plecach to gorące spojrzenie
człowieka, który wie za wiele.
Dotykasz swoich ust z uśmiechem, zdając
sobie sprawę, że palą cię na równi z każdym fragmentem skóry, którą dotknął.
Aaron Ramsey ma piękne dłonie.
and i'm beginning to think i imagined you all along
W jakiś pokręcony sposób się boisz, Effy.
Najbardziej kolejnego spotkania z mężczyzną, którego kochasz. W jakiś pokręcony
sposób to cię przerasta i sama już nie wiesz, na czym polega wasza relacja.
Boisz się, bo nie masz bladego pojęcia, czy tym razem znów będzie patrzył na
ciebie tym pełnym pożądania spojrzeniem, czy dotknie cię, a ciebie znów przejdą
dreszcze, czy może zachowa dystans i uda, iż wcale poranne pocałunki nie miały
miejsca.
Po Aaronie Ramseyu można spodziewać się
wszystkiego. W końcu jest bardziej niezdecydowany niż jedna dziewczyna.
Zaciskasz palce na iPodzie, próbując się
nie rozpłakać, kiedy tym gestem przez przypadek włączasz ekran. Ustawienie
zdjęcia Aarona jako tapety nie było dobrym pomysłem, Effy, za bardzo cię boli.
A i tak nie potrafisz zmienić tego na jakieś kwiatki, chociaż nawet nie jesteś
kibicką Arsenalu. Po prostu masz tam wizerunek człowieka, którego kochasz, i
teoretycznie nikomu nic do tego. W praktyce udajesz wielką fankę Aarona, bo tak
jest o wiele prościej. No i oszczędzasz sobie nalot panienek bardzo chętnych do
zaprzyjaźnienia się z tobą, ewentualnie z twoją siostrą, tylko po to, ażeby móc
za jakiś czas wylądować z Ramseyem w łóżku. Z człowiekiem, który jeszcze o
poranku całował cię do utraty tchu w kuchni i może nawet zrobiłby jakiś większy
krok w twoją stronę, gdyby Alexa spała z godzinę dłużej.
Oh, Effy, nie obwiniaj Alexy za to, że
Aaron nie ma pojęcia, co teraz powinien zrobić. I siebie też nie obwiniaj, to
wszystko znajduje się w jego dłoniach i ty nie możesz już nic więcej zrobić.
Nie możesz też się bać, Effy. Strach jest zły, paraliżujący, odsłania wszystkie
uczucia, a ty nie możesz sobie na to pozwolić. Nie przed Aaronem, choć kochasz
go jak popieprzona.
Może to głupie, ale nie potrafisz odkryć
się całkowicie. Nie przed nim, nie teraz, gdy sami już chyba nie wiecie oboje,
co tak naprawdę się dzieje. Całował cię w sposób co najmniej cudowny, bajecznie
nierealny i zarazem tak bardzo prawdziwy, aż zalaliście szare kafelki kawą. A potem
nastało kilka ciężkich dni ciszy, kiedy ty próbujesz egzystować, chociaż tak
naprawdę czekasz tylko na jedną, cholerną wiadomość. Dokładnie tę, która nie
przychodzi nigdy, bo Aaron Ramsey to tchórzliwa, niezdecydowana pizda.
Effy Ainsworth, może bez sensu jest tak
czekać i czekać, patrzeć na ekran telefonu – również z uśmiechem Aarona na
tapecie, bo jakżeby inaczej – słuchać Arctic Monkeys i zalewać się łzami? Może
bez sensu jest to wszystko i dlatego powinnaś chociaż ściągnąć z siebie tę
nieszczęsną treningową bluzę Arsenalu, której któregoś dnia zapomniał.
Natychmiast ją sobie przywłaszczyłaś, czyniąc zeń najświętszą relikwię i
zarazem obiekt westchnień oraz otarcie wszystkich łez.
Jak bardzo można kochać jednego
człowieka, który ma tak wiele wad, a jednak wciąż wydaje się ideałem?
– Aaron jest beznadziejny – czasami mówi
Alexa. Wzruszasz wtedy ramionami, mamrocząc pod nosem, że o to nie dbasz. W
domyśle, że go kochasz i w obliczu tego te wszystkie wady nie mają znaczenia.
Jesteś w niego ślepo zapatrzona, Effy.
I masz kurewską ochotę sięgnąć o telefon
i napisać mu to głupie „tęsknię”, ale tego nie zrobisz. Bo nie możesz,
kochanie, bo jesteście tylko przyjaciółmi i wasza sytuacja jest co najmniej
pokręcona. Co z tego, że Aaron Ramsey całował cię do utraty tchu w twojej
własnej kuchni, skoro teraz nie odzywa się ani słowem od kilku dni?
Jesteś też bardzo naiwna w całej swojej
miłości, Effy. Może patrzysz na to zbyt idealistycznie, a może po prostu nie
masz bladego pojęcia, na czym tak naprawdę polega to mityczne uczucie, wokół
którego kręci się świat od zarania dziejów. W końcu nie skończyłaś jeszcze
osiemnastego roku życia, a zakochana byłaś może z raz, w porywach dwa, choć
wtedy nikt – poza Alexą – o tym uczuciu nie wiedział.
Teraz zaś twój perfekcyjny obiekt
westchnień jasno daje ci do zrozumienia, że on wie.
W jakiś pokręcony sposób, bardzo twój
sposób, Effy, boisz się niesamowicie. I bardzo dużo płaczesz. Łatwo przychodzą
ci łzy, szczególnie, kiedy powodują je myśli o nim. Albo miłość do niego,
miłość ciężka i czasami przekraczająca granice rzeczywistości. Miłość ponad
skalę, bo bez niego umierasz każdego dnia. Bez niego jest ci tak bardzo źle,
dlatego twoje serce nagle podskakuje z radości, kiedy, swoim zwyczajem, wchodzi
do mieszkania bez żadnej zapowiedzi, bez pukania, jakby był domownikiem od
bardzo dawna – czasami czujesz, że Alexa za bardzo go rozpuściła i rzeczywiście
chwilami u was pomieszkuje – z dużym kartonowym opakowaniem pachnącym serem i
pomidorami.
– Masz pizzę! – wita go Alexa, co on
kwituje śmiechem.
– Oczywiście, że mam, bo inaczej byś mnie
z domu wyrzuciła – mówi radośnie, podając szatynce posiłek. – Cześć, Effy –
dodaje, spoglądając na ciebie o kilka sekund dłużej niż zazwyczaj.
– Cześć, Aaron – odpowiadasz, próbując
bardzo mocno, żeby głos ci się nie łamał. Wychodzi ci to jednak niezbyt dobrze,
a on tylko uśmiecha się do ciebie ciepło, zapraszając gestem, żebyś usiadła na
środku kuchennej podłogi obok niego. Alexa wznosi oczy ku niebu.
– Dlaczego nie możemy chociaż raz zjeść
pizzy przy stole? Albo na podłodze w salonie, błagam was – mamrocze pod nosem,
powodując jego śmiech.
Aaron Ramsey ma najpiękniejszy śmiech we
wszechświecie.
A ty lubisz tę kuchenną posadzkę, Effy.
Kuchnia to dobre wspomnienia, to wciąż palący cię dotyk jego dłoni i pocałunki
rozbudzające w tobie pragnienia, o jakie wcześniej się nie podejrzewałaś.
Lubisz też fakt, iż w pewnej chwili,
której prawie nie spostrzegasz, jego dłoń znajduje się o wiele bliżej twojej, a
on patrzy na ciebie tym pełnym niezdecydowania spojrzeniem, jakby chciał
powiedzieć wszystko, czego nie opisują żadne słowa.
Spróbuj teraz powiedzieć, Effy, że Aaron
Ramsey nie jest najbardziej popieprzonym facetem, jakiego spotkałaś.
tell me what you want me to say
– Effy…
Oddychasz ciężko, próbując nieznacznie uspokoić
za szybkie bicie serca.
– Effy…
– Nic nie mów – mruczysz tuż obok jego
ucha, przymykając powieki, ażeby móc rozkoszować się tą nową, wspaniałą
bliskością. Tym wszystkim, czego nigdy nie powinnaś dostać.
Jego dłonie znów palą twoją skórę swoim
dotykiem, lecz ty możesz tylko się uśmiechać, Effy. Delikatnie uśmiechać i
drżeć w obawie, że ta chwila zaraz przeminie. Nie pozwól na to, kochanie.
Zamknij oczy i zapamiętaj, dokładnie tak, jak tamte piękne sekundy podczas
koncertu Arctic Monkeys. Zamknij oczy i zatrzymaj to na wieczność. Już, Effy,
szybko, bo zaraz przeminie, a ty zapomnisz. Bo to stracisz, a przecież nie
możesz.
Jaka szkoda, że jego dłonie nie mogą całą
wieczność obejmować twojej talii, że jego oddech nie może całą wieczność muskać
twojej szyi i że ty nie możesz całe życie tulić się do niego, wdychać zapach
jego skóry i marzyć po cichu, żeby to była wasza codzienność. I może jeszcze
uśmiechać się pod nosem, kiedy delikatnie drapie cię trzydniowym zarostem
dodającym mu tego seksownego uroku.
Jaka szkoda, że Alexa nie może nagle
znikać z domu za każdym razem, gdy Aaron wpada z pizzą i brakiem innych planów
na noc. W tej chwili kochasz swoją siostrę najmocniej za ten niejasny telefon i
równie niejasne „Przepraszam, muszę lecieć, odezwę się”, dzięki którym zostałaś
sam na sam z miłością twojego życia. Trwaliście jakieś dwie godziny pośród
bezcelowych śmiechów i pogawędek, jakby wcześniejsze wydarzenia z tej samej
kuchni nie miały miejsca, po czym postanowiłaś nareszcie posprzątać po posiłku.
Pomagał ci bez słowa, a potem nagle złapał za rękę i przestałaś logicznie
myśleć.
Effy, jak bardzo mocno musisz kochać tego
faceta, że pozwoliłaś mu całować się tym razem na sofie w salonie i nie dbałaś
o to, czy Alexa nie wejdzie w którejś chwili do domu?
Jak bardzo musisz go kochać właśnie
teraz, pośród ciemności i braku rozsądku, dokładnie w jego ramionach, mając
coraz więcej złudzeń, że to wszystko wydaje ci się naprawdę możliwe, Effy?
Przecież za chwilę będziesz musiała
wyplątać się z tych cudownych objęć, on zaś uśmiechnie się przepraszająco i
może nie powie już ani słowa, po czym wyjdzie. Albo rzuci kilka zdań całkowicie
nie na temat, a ty przytakniesz i na pewno już nie porozmawiacie o tym, jak
bardzo go kochasz i jak bardzo swoim zachowaniem robi ci chaos w głowie. Sama
już nie jesteś pewna, czy wolałabyś uciec i zapomnieć, czy może dalej mieć
nadzieję, że pewnego dnia szepnie coś ponad „Ja wiem, Effy”.
Tak naprawdę nie wiesz nic, kochanie.
Może poza tym, iż nazywasz się Effy Ainsworth, a Aaron Ramsey jest całym
światem, jaki dostrzegasz. Dlatego zapewne pozwalasz mu się pocałować raz
jeszcze i raz jeszcze pozwalasz wyobraźni ponieść cię do krainy, która może
być, ale niekoniecznie jest, rzeczywistością. Mały świat, gdzie Aaron naprawdę
cię pragnie istnieje co kilka dni, może tygodni, pojawia się raz na jakiś czas
i ginie, kiedy on całuje cię po raz ostatni lub kiedy pojawia się Alexa.
Tak bardzo próbujesz to wszystko ukryć,
bo nie potrafisz o tym rozmawiać. Nawet z Aaronem, któremu zdarza się szepnąć:
– Wszystko będzie wspaniale, Effy.
A
może on się tylko tobą bawi, Effy? Może po prostu udaje, nieświadomy tego, jak
bardzo słowa mogą ranić? Może Aaron Ramsey jest skończonym skurwysynem,
czerpiącym radość z patrzenia, jak kolejna dziewczyna rozpada się na kawałki
pod wpływem kolejnego pocałunku?
Nie
wiesz tego, Effy. Nie wiesz, kiedy gra, kiedy rzuca aluzjami, kiedy jest
poważny, kiedy rzeczywiście cię chce. Bo może jesteś jedynie marionetką w jego
dłoniach. Tych pięknych dłoniach na twoim ciele, znaczących je swoim dotykiem i
niewidzialnym podpisem, iż należysz właśnie do niego.
A czasami trzyma cię przy milczącej
zgodzie na to wszystko tylko te pamiętne spojrzenie z Wembley, jakim czasami
wciąż na ciebie patrzy. I wtedy wierzysz w to, co mówił. W to, że wszystko będzie wspaniale.
stay with me cos you’re all i need
– Pamiętasz,
jak byłyśmy małymi dziewczynkami i marzyłyśmy nocami, przy zgaszonym świetle, w
tym wielkim domu dziadków na wsi, że pewnego dnia każda z nas spotka swojego
księcia z bajki na białym koniu? – Alexa rzuca to lekko bełkotliwie, wychylając
przy okazji czwarty lub piąty kieliszek martini. Następnie odstawia naczynie i
ostentacyjnie poprawia stanik, śmiejąc się przy tym głośno w ten
charakterystyczny sposób.
Wzruszasz
ramionami.
– Zadzwonię
po Aarona, dobrze? – pytasz jedynie, wiedząc, że twoja siostra wypiła co
najmniej jednego drinka za dużo.
– Ale
pamiętasz, Effy?
Skinasz
głową z uśmiechem.
–
Oczywiście, że pamiętam. Ale ja już go znalazłam, chociaż jest złamanym
chujkiem, a ty masz Violę, sisi.
– Violi nie
ma – odpiera na to szatynka. – Już nie.
Wzdychasz
ciężko, poprawiając jej spadający z ramienia sweter. Alexa jest czasami jak
dziecko, co z tego, że urodziła się przed tobą, skoro bywają chwile, częściej
lub rzadziej, wszystko zależy od jej psychicznej formy, kiedy ty musisz
opiekować się nią.
Życie z
Alexą jest skomplikowane i czasami masz dość, Effy. Czasami nawet jej tak
bardzo nienawidzisz, bo musisz się nią opiekować, chociaż przecież to ty jesteś
młodsza. Ona przetrwa wszystko, przecież to wiecie obie, a mimo wszystko
czasami tak bardzo poszukuje twojej uwagi i troski, którą to ty powinnaś
uzyskiwać z jej strony.
Czasami
czujesz, jakby role się odwracały, i sama już nie wiesz, czy to dobrze, czy
nie.
– Sisi, znów
rzuciłaś kolejną dziewczynę? – pytasz łagodnie. Alexa wzrusza ramionami.
– Nie jestem
pewna – mamrocze wreszcie. – Przepraszam, Effy.
Możliwe, że
Alexa rozpłakałaby się w tej jednej chwili, ale Aaron pojawia się tuż przed nią
z jeszcze jednym kieliszkiem martini. Szatynka wita go radosnym okrzykiem i
rzuceniem się mu na szyję, ty zaś czujesz tylko, jak serce ci przyspiesza. Jednakże
dostajesz tylko przelotne spojrzenie i jeden, krótki uśmiech, bo Alexa
pochłania całą jego uwagę do chwili, gdy wreszcie umieszcza ją w jej własnej
sypialni i cmoka w czoło, mamrocząc:
– Och, ty
wiedźmo, kocham cię.
W odpowiedzi
słyszy tylko bełkotliwe:
– Też cię
kocham, ty niezdecydowana pizdo.
Ty stoisz w
drzwiach sypialni siostry i obserwujesz, Effy. Uśmiechasz się delikatnie i
patrzysz, czekasz, aż wasze spojrzenia znów się spotkają. Zbliża się do ciebie
powoli, a ty tak naprawdę nie wiesz, jak się zachować. Więc czekasz.
– Cześć,
Effy – szepcze wreszcie tym aksamitnym głosem tuż obok twojego ucha, obejmując
cię znów w talii. Wzdychasz nieznacznie, poddając się po raz kolejny jego
dotykowi. – Wiesz może, czemu była taka…
– Rozwalona?
– dopowiadasz za niego. Skina delikatnie głową. – Znasz Alexę. Ma te… gorsze
dni chyba. No i Viola.
Aaron mruczy
coś pod nosem, czego nie jesteś w stanie zrozumieć. Potem zapada cisza.
Zmuszasz się wyplątać z jego objęć, chociaż bardzo mocno tego nie chcesz,
zamknąć drzwi sypialni siostry i wrócić do salonu. Ramsey grzecznie podąża za
tobą. Następnie siadacie razem na sofie i pogrążacie się w tej dziwnej ciszy,
podczas której jedynymi słowami jest jego dłoń spleciona z twoją.
Czasem brakuje ci jednak jego czułości.
Pytania, jak się czujesz, przytulenia, gdy przechodzisz gorszy moment, jego dłoni
leczących każdy ból. Tego, że w ogóle jest obok ciebie, choć właśnie teraz nie
powinnaś o tym myśleć, Effy. Lecz podczas każdej z tych chwil pozbawionych jego
obecności a pełnych bólu pytasz siebie, czy rzeczywiście tego pragniesz. Bo
przecież może się okazać, że nagle zostałaś bez jakiegokolwiek wsparcia z jego
strony. Jasne, masz Alexę. Ale Alexa może nie wystarczyć, bo chciałabyś mieć
trochę waszych chwil, a póki co wszystko jest niczyje. Pełne chaosu i dziwnych
sekund, których nie umiecie wyjaśnić, ale takie bardzo nie wasze.
Jasne, masz Alexę, ale ona nie jest w
stanie często się tobą opiekować. Wtedy ty opiekujesz się nią. Nie pomoże ci
też teraz, gdy nad Londynem znów znajdują się burzowe chmury. Nie pomoże ci,
gdy co chwilę będą trzaskać pioruny, bo nie znajdzie się dziwnym trafem przy
tobie i nie zabierze tego całego strachu, jaki cię wtedy ogarnia. To tylko
będzie umiał zrobić Aaron, a Aaron nie zdaje sobie chyba sprawy, jak bardzo
jest ci potrzebny.
Może dlatego ściskasz jego dłoń jeszcze
mocniej, kuląc się w sobie i za wszelką cenę próbując nie pokazać, jak bardzo
boli. Jesteś przecież wspaniałą aktorką, Effy, tak długo chowasz w sobie miłość
do niego.
Dziwisz się jednak, kiedy nagle podnosi
się i ciągnie cię za sobą na dwór. W sam środek ulewy, gdzie możesz płakać, ile
sobie tylko chcesz, bo i tak nie zauważy. Łzy zlewają się z kroplami deszczu w
jedność, a on wciąż trzyma twoją rękę i tak bez słowa stoicie.
Zamknij oczy, Effy.
Te kilka chwil to wszystko, co macie. To
wszystko należy jedynie do was, do ciebie i Aarona, i nic poza tym.
Zamknij oczy i spróbuj zapamiętać tę
chwilę, zapisać ją w pamięci na wieczność.
A teraz weź teraz głęboki wdech, Effy, i
otwórz oczy. Spójrz na świat, udając, że Aaron nie istniał nigdy. Pozwól łzom
wyschnąć, pozwól sobie przestać czuć jego zapach, uwierz, że sobie poradzisz.
Jak będzie wyglądać teraz twoje życie? Chciałabyś powiedzieć, że jak dawniej.
Że będziesz mogła skupić się na treści zadań na statystykę, że ulubionego serialu
nie będziesz oglądać ponad telewizorem. Chciałabyś móc obiecać, że wrócisz do
dawnego trybu życia, że usunięcie Ramseya z pamięci będzie zajebiście dobrym
pomysłem.
Ale nie możesz.
Ale nie potrafisz przestać czuć jego
palców splecionych z twoimi.
Ale nie potrafisz uciec od tego
wszystkiego, bo tak bardzo go kochasz.
Tylko jedna rzecz cię dziwi – wcale się
nie boisz. Świat bez Ramseya tak bardzo nie istnieje, że nawet nie czujesz
strachu. On zawsze będzie, nawet gdy wyrzucisz go z pamięci. Nie boisz się, bo
czujesz męską dłoń ściskającą twoją. Strach jest niczym, gdy on jest tutaj,
odgarnia twoje włosy z oczu i delikatnie dotyka policzka. Jego ciepłe
spojrzenie przekonuje cię, że wszystko będzie dobrze, że nie musisz już się
niczego obawiać. Piorun raz po raz oświetla pokój tak, że widzisz nie tylko
jego czekoladowe tęczówki i zarys jego postaci, ale również drogę do sypialni.
Mokre ubrania was nie krępują, wszystko toczy się szybko i tej nocy po raz
pierwszy nie boisz się burzy.
Tej nocy po raz pierwszy czujesz to
wszystko mocno, intensywnie, może trochę jakbyś się naćpała. Pamiętasz
dokładnie każdy ruch, każdy pocałunek, pamiętasz wszystko to, co się działo.
Piekielnym, pięknym ogniem pieką cię ścieżki na twojej skórze, którymi podążał
tej nocy.
Jesteś chyba szczęśliwa, Effy, chociaż
ten jeden raz. Uśmiechasz się nawet.
– Co jest? – pyta jeszcze lekko zaspany.
Przytulasz się do jego torsu.
– Płaczę.
– Dlaczego?
– Bo cię kocham.
i’m really not supposed to, but yes, you can call me anything you want
Uważaj, Effy.
Uważaj, bo zaraz wszystko może się
rozpłynąć, bo zaraz możesz całą tę perfekcyjną rzeczywistość stracić.
Musisz teraz być bardzo ostrożna,
kochanie. Nie możesz pozwolić sobie na żaden, choćby najmniejszy błąd. Nie
wobec relacji z Aaronem, który przed wyjściem rzucił jeszcze ciche „do
zobaczenia niedługo” i obdarzył cię przelotnym pocałunkiem.
Effy, nie spieprz tego za wszystkie
skarby świata.
– Sisi? – wita cię zaspana i lekko
skacowana Alexa, mrużąc zabawnie oczy i próbując wyciągnąć dłonie z o wiele za
dużych rękawów bluzy należącej do któregoś z jej byłych. Chyba. – Dobrze
pamiętam, że Aaron był?
Skinasz głową, podając jej kubek kawy.
Uśmiecha się wdzięcznie.
– Czy ten niezdecydowany kretyn wreszcie
poszedł po rozum do głowy i docenił, że jesteś? – pyta nagle.
Prawie dławisz się pitym naparem z
zielonej herbaty, ona zaś wzrusza z uśmiechem ramionami.
– Effy, ja zawsze wiem, jestem twoją
siostrą.
Odwzajemniasz ten uśmiech, bo jej słowa
są najoczywistszą rzeczą we wszechświecie.
– Aaron i ja to… skomplikowane, Alexa.
Znów się uśmiecha, chyba jeszcze szerzej
i trwa tak jeszcze przez chwilę, nim nie wracają doń wspomnienia, a potem
uśmiech gaśnie. Doskonale znasz swoją siostrę, więc wiesz też, dlaczego tak się
dzieje, i klniesz z tego powodu pod nosem.
– Rozumiem – mamrocze wreszcie, chociaż
myślami jest gdzieś indziej. Cholerne, popieprzone życie Alexy.
– Alexa? – rzucasz, spoglądając na nią
uważnie. Unosi wzrok.
– Hm?
– Kocham cię, sisi.
Uśmiecha się trochę szerzej i mniej smutno,
ażeby pół godziny później wylecieć z domu jak z procy, bo podobno już jest
spóźniona do pracy. Cała Alexa. Obserwujesz ją zawsze ze śmiechem i odrobiną
czułości, choć teraz również trochę twojej uwagi zajmuje nerwowe spoglądanie na
telefon. A ten na złość nie dzwoni.
Aaron Ramsey albo próbuje zrobić ci na
złość, albo nie wie, jaki powinien być właściwie jego kolejny krok.
Cholera, Effy, dlaczego musiałaś zakochać
się na zabój właśnie w nim?
have you got colour in your cheeks?
– Effy – głos Aarona przyprawia cię o
specyficzne dreszcze. Uśmiechasz się delikatnie, obdarzając go swoim
spojrzeniem. Odwzajemnia ten gest, łapiąc twoją dłoń.
– McDonalds, tak bardzo romantycznie –
śmiejesz się cicho, po czym powracasz do dziwnych myśli o sobie i nim razem.
Wszystko to wydaje ci się trochę mało realne, bardziej wyśnione niż prawdziwe.
Jest zbyt pięknie, Effy. Zbyt mocno o tym marzyłaś i dlatego nie chcesz w nic
już wierzyć.
I jeszcze boisz się, że to jednak sen.
Boisz się rozczarowania po przebudzeniu w pustym, zimnym łóżku, jedynie z Alexą
za kilkoma ścianami wraz z jej nową towarzyszką chwili. Albo towarzyszem.
– Nie podoba ci się? – pyta nieznacznie
przestraszony Aaron, który nie wyczuł lekkiej ironii charakterystycznej wobec
kogoś, kogo się kocha, w twoim głosie.
– Aaron – mruczysz z politowaniem, na co
Ramsey aka miłość twojego życia wybucha śmiechem.
– Mogę cię zapytać o Alexę?
Wzruszasz ramionami.
– Znasz Alexę doskonale, Ramsey.
– Ty lepiej.
Nie możesz nie przyznać mu racji.
– Powiedz mi tylko, czy tamta noc była
efektem Violi czy… sama wiesz.
Krzywisz się na wspomnienie owego „sama
wiesz”, po czym niechętnie mamroczesz:
– To drugie. Viola, a po niej również
Maggie, Louise i bodajże Andrea są efektem tego drugiego.
– I jeszcze Ashton – dodaje Aaron. – I on
miał chyba Jake, ten koleś sprzed tygodnia, którego poznaliśmy w City.
– Cała Alexa – mamroczesz pod nosem.
Aaron ci przytakuje.
Tak naprawdę jesteście całkiem dobrani,
Effy. Dużo się przez niego śmiejesz i jesteś całkiem bardzo szczęśliwa. W sumie
nawet więcej – jesteś w nim zakochana po uszy i wierzysz, że z czasem, już
całkiem niedługo, on też przyzna, że cię kocha. Masz czas, możesz na to czekać,
a na razie jest przecież tak pięknie, kiedy znów po udanym wieczorze pojawiacie
się w jego mieszkaniu i kochacie się do bladego świtu. A potem zasypiasz w jego
ramionach i czujesz się cudownie, aż do samego poranka.
Nie udawaj tylko o trzynastej, że wciąż śpisz,
Effy. Nie udawaj, bo rumieńce na twojej twarzy są aż nadto widoczne. Jesteś
taka głupiutka, z ukrycia gapisz się na nagi tors Aarona. Mrużysz oczy, jakby
to pomogło ci w zobaczeniu szczegółów. Jest taki perfekcyjny. I cały twój.
Wszystko jest na swoim miejscu. Z włosów kapią mu jeszcze krople wody, na barki
zarzucony ma biały ręcznik. Krząta się po salonie, a gdy słyszy, że woda się
zagotowała, idzie zalać dwie kawy. Wiesz to, bowiem najpierw czujesz ich
zapach, a potem istotnie pan Perfekcyjny siada obok ciebie i budzi – w swoim
mniemaniu – słowami:
– Dzień dobry, księżniczko, czas wstawać.
W jego oczach tańczą figlarne ogniki
rozbawienia. Chyba odgadł, że go obserwowałaś, a ty naprawdę się rumienisz,
odbierając od niego kubek gorącego naparu. A potem jeszcze dostajesz pocałunek
albo dwa i zdajesz sobie sprawę, że możesz tak żyć wiecznie. Że może na dworze
delikatnie śnieży, jak to w połowie grudnia, a ty wciąż nie zdecydowałaś, co
kupić swojemu chyba-chłopakowi z okazji świąt, ale takie życie jest
perfekcyjne. Właśnie o tym wszystkim marzyłaś, nawet kiedy zostajesz u niego
jeszcze na jedną noc, a rano osobiście podwozi cię do szkoły.
Chyba osiągnęłaś swój cel, Effy
Ainsworth. I w tej nierealnie prawdziwej idylli, nieprzerywanej przez nikogo,
żyjecie sobie dokładnie do dwudziestego siódmego lutego roku pańskiego dwa tysiące
dziesięć. A potem Aaronowi łamią nogę.
tell me where’s your hiding place
Z trudem uspokajasz oddech i ocierasz łzy,
które pomimo twoich protestów spłynęły po policzkach. Zaciskasz palce na
nadgarstku Alexy, aż słyszysz z jej ust ciche:
– Boli.
Ciebie też boli, Effy. Szczególnie serce.
Niesamowicie się boisz i tak naprawdę nie wiesz, co ze sobą zrobić. Nie wiesz,
gdzie teraz iść, co myśleć i jaka jest godzina. Jednakże najgorsza jest
niewiedza na temat stanu Aarona.
Nie wiesz tak naprawdę nic i możesz tylko
czekać. A czekanie również boli. Cholera, dlaczego nikt nie może wreszcie się
pojawić na tym pieprzonym korytarzu i chociaż powiedzieć jedno krótkie „będzie
okej”? Nie masz nawet siły już się denerwować czy kłócić, nie masz siły wstać z
twardego krzesła i dopytywać wszystkich dookoła o jakiekolwiek informacje.
Alexa zaś nie wydaje się być chętna do zostawienia cię chociaż na ułamek
sekundy.
Jest ciężko. Cholera, jest kurewsko
ciężko od tylko kilku godzin, jakie minęły od nieszczęsnej akcji podczas meczu
ze Stoke City. A na dodatek, kiedy tylko zamykasz oczy, znów widzisz jego twarz
krzywiącą się z bólu, i po raz kolejny łzy nachodzą ci do oczu, bardzo ochoczo
chcąc spłynąć po twoich policzkach z resztkami podkładu.
Effy, nie płacz tylko. Lepiej wyciągnij
telefon z torebki wraz z słuchawkami i zatop się w oczekiwaniu oraz cudownych
dźwiękach Cornerstone, choć ten utwór
łamie ci serce jeszcze bardziej.
– Sisi – słyszysz trochę jakby z oddali
głos Alexy, chociaż ona jest tuż obok ciebie. Niechętnie odwracasz wzrok w jej
stronę, ażeby zauważyć szybko się do was zbliżającego Wengera. Podrywasz się z
krzesła i w ułamku sekundy znajdujesz tuż przy trenerze Aarona, który próbuje
uśmiechać się w uspokajający sposób. Zbyt dobrze jednak znasz tę sztuczkę,
ażeby się nań nabrać.
– Co z nim? – pytasz nerwowo. Arsène
dotyka twojego ramienia, ażeby dopiero po chwili wymamrotać:
– Podwójne złamanie, ale wyjdzie z tego. Chociaż
na razie niezbyt w to wierzy.
– Rozmawiał pan z nim?
Skina głową, wiedząc, o co chcesz
zapytać.
– Effy, chciał widzieć Alexę. Tylko ją. Naprawdę
nie trzyma się zbyt dobrze.
W milczeniu skinasz głową, spoglądając na
siostrę. Ona tylko uśmiecha się do ciebie ciepło, bezgłośnie przysięgając, że
będzie wszystko okej. Problem w tym, że sama już nie jesteś pewna, a od
najświeższej wieści, iż twój własnych chłopak chce widzieć tylko i jedynie
twoją siostrę, naprawdę chce ci się płakać. Pozostaje ci jednak tylko powrót do
domu, wyciągnięcie z jednej z szafek butelki szkockiej i wypicie gdzieś połowy
zawartości z pepsi i łzami, bo miłość twojego życia, tudzież twój prywatny
chłopak złamał nogę i nie chce cię widzieć na oczy.
Musisz teraz być bardzo silna, Effy.
Musisz wziąć się w garść, zacisnąć zęby i nie odpuszczać, walczyć o swój
związek, bowiem przeczuwasz całą sobą, iż przez najbliższe tygodnie wszystko
będzie zależeć od twojego uporu. Nie możesz się poddać, kochanie.
Wracasz do domu pełna nienawiści do
świata, szczególnie tego piłkarskiego i może też trochę do samej siebie, bo nie
chciał cię widzieć. Wracasz do domu sama i zapijasz oczekiwanie na Alexę, która
pojawia się wreszcie kilka godzin później i bez słowa mocno cię przytula.
– Poradzicie sobie – mamrocze cicho.
Chciałabyś w to wierzyć, Effy, bardzo byś chciała.
– Jak on się czuje, sisi?
Szatynka wzdycha. Dla ciebie to bardzo
jednoznaczne. Może właśnie przez to westchnięcie upewniasz się we wcześniej
podjętej decyzji – na pewno nie odpuścisz, nie pozwolisz Aaronowi na
zniszczenie waszego związku przez jedną głupią kontuzję. Za mocno go kochasz,
żeby do tego dopuścić, Effy. Za trudno było osiągnąć to wszystko, ażebyście
mogli teraz to zaprzepaścić.
– Nie bardzo wierzy w cokolwiek. Sama
rozumiesz.
Skinasz głową bez słowa. Alexa i tak
wszystko wie, praktycznie czyta ci w myślach. Dobrze mieć siostrę, nieprawdaż,
Effy?
Nie odzywa się już ani słowem, nawet nie
życzy ci powodzenia, kiedy następnego poranka wychodzisz do szkoły – z trudem
znosisz lekcje, myślami ciągle będąc gdzieś indziej, dokładniej z Aaronem –
ażeby następnie udać się do szpitala. Nie odpuścisz i go nie zostawisz w tych
trudnych chwilach. Mimo że twój chłopak nie obdarza cię ani jednym spojrzeniem,
jest między wami natomiast mnóstwo ciszy i twoje łzy, którym nie pozwalasz się
ujawnić. Cierpisz, ale trwasz przy nim i dzielnie znosisz tę ignorancję.
Wracasz codziennie, siedzisz z nim kilka godzin, na dzień dobry próbujesz nawet
go pocałować, ale zawsze się odsuwa, unika twojego dotyku, zabiera dłoń, kiedy
próbujesz ją uścisnąć. Łamie ci serce na każdym kroku, ale ty wciąż nie
potrafisz wstać i odejść. Ruszyć przed siebie, nie spoglądając na niego i to,
co powoli, ale bardzo uparcie niszczy.
Kochasz Aarona Ramseya zdecydowanie zbyt
mocno, Effy.
Kochasz Aarona Ramseya do tego stopnia,
że chociaż po raz kolejny łamie ci serce, nie potrafisz go opuścić. A przecież
jego ramiona miały być schronieniem. Jego uśmiech miał być wschodem słońca.
Jego mieszkanie miało być azylem. Miałaś być bezpieczna, zaś teraz każdy krok
stawiasz strachliwie. Nie jesteście pieprzoną kryształową karafką, Effy. Trochę
hałasu i uczuć w waszym życiu nie rozwali tego na drobny mak. Nie zniszczy was przecież
ta cholerna kontuzja i jego humorki, nie pozwolisz na to.
Chyba tylko dlatego każdego dnia wracasz
i dzielnie to znosisz, po czym zanosisz się płaczem każdej nocy zakopana we
własnej pościeli i wtulona w zabraną mu któregoś dnia sportową bluzę.
Przetrwasz to, Effy. Zaciśnij tylko zęby
i uwierz, że wszystko z czasem się ułoży.
you turned over there pulling that silent disappointment face
– Przestaniesz mnie wreszcie ignorować? –
pytasz może z tydzień po tym nieszczęsnym meczu. Prawdopodobnie jutro wróci już
do swojego mieszkania i wtedy będzie ci o wiele trudniej nie odpuszczać. –
Proszę cię, Aaron – dodajesz miękko.
Obdarza cię beznamiętnym spojrzeniem.
– Nie chciałem, żebyś tutaj była – burczy
wreszcie. Ty jednak uśmiechasz się delikatnie, bo to jakiś przełom, nareszcie
się odezwał.
– Przecież cię nie zostawię – odpowiadasz
bardzo spokojnie, szukając jego dłoni. Jednakże znów ją zabiera, jakby
uciekając od twojego dotyku.
Zaciskasz zęby, kiedy uderza cię kolejna
porcja kurewskiego bólu, jaki tak ciężko znieść. Wypłaczesz wszystko w nocy, może
z butelką wina, a może szkockiej.
– Powinnaś.
Bierzesz głęboki wdech. Nie możesz teraz
płakać, bez względu na to, jak bardzo tego chcesz i jak bardzo boli. Nie możesz
sobie pozwolić na chwilę słabości, kiedy Aaron bardzo potrzebuje widzieć cię w
pełni sił i uporu.
– Nie. Powinnam być teraz z tobą i
jestem.
Uśmiecha się lekko sarkastycznie.
Cholera, to jest naprawdę ciężkie i nie jesteś sama pewna, ile jeszcze dasz
radę grać pewną siebie i zdecydowaną. Ale na pewno nie możesz się rozpłakać, bo
wtedy wszystko pójdzie się dokumentnie jebać.
– Idź sobie, Effy. Po prostu mnie zostaw.
Przeczysz ruchem głowy.
– Dlaczego?
Naprawdę masz ochotę go zamordować.
– Bo cię kocham, ty kretynie – mówisz
wreszcie, on zaś tylko ciężko wzdycha i odwraca wzrok. Ale tym razem nareszcie
nie zabiera dłoni.
Poradzicie sobie, Effy. Nie macie innego
wyboru, chociaż czasami jest kurewsko ciężko. Czasami po powrocie do domu Aaron
nie chce cię wciąż widzieć na oczy, a czasami po prostu siedzicie przytuleni do
siebie w ciszy. Bolą cię jego humorki i brak wiary w to, że jeszcze wróci do
formy, ale go wspierasz. Nie odchodzisz, powtarzasz te same utarte banały, w
które – daj Boże! – z czasem uwierzy i trwasz. Dzielnie znosisz każdy gorszy
dzień i każdy nakaz odejścia, do którego nigdy się nie dostosowujesz.
Trwasz i wiesz, że nie możesz odejść.
Bolą cię te gorsze momenty nastroju Aarona, ale bardziej bolałby brak jego
obecności w twoim życiu. Przecież tak kurewsko go kochasz, chociaż pewnego dnia
spogląda na ciebie i ty już wiesz. Oczy znów ma pełne cierpienia i marzeń, na
których spełnienie już nie liczy. Bierze twoje dłonie w swoje i szepcze:
– Kocham cię, mała.
Uśmiechasz się szeroko, a potem chyba
zaczynasz płakać. Albo nie, sama nie jesteś pewna. Wiesz tylko, że musisz
zapamiętać tę chwilę, te kilka słów będących wszystkim. Nie możesz tego
zapomnieć już nigdy.
Zamknij oczy, Effy.