Od autorki: Nie to miałam dziś publikować. To, co
widnieje poniżej, można chyba określić potrzebą chwili, takim krótkim, pisanym
tylko wczorajszego dnia opowiadankiem. Spod znaku łzawych ścierw, jakkolwiek to
łzawe ścierwo bardzo mi się podoba. Polecam czytanie przy pierwszej z piosenek,
dzięki której wymyśliłam coś na kształt fabuły.
Czas
pisania: wrzesień 2012.
Długość: 5 stron.
Dedykacja: Dla Corine. Bo to Lampard. Bo to jej
urodzinowy jednopart, co prawda urodziny ma jutro, ale wymusiła na mnie dodanie
tego dziś. W podziękowaniu, iż jest pomimo mojego trudnego charakterku. I z
życzeniami wszystkiego najlepszego, my
sweet sixteen ;) xx
~*~
Hej, Corie, pamiętasz nasz wrzesień?
Pamiętasz Londyn w deszczu i nas biegnących
po Fulham Road? Pamiętasz, jak śmiałaś się, a makijaż beztrosko spływał Ci po
policzkach? Nawet z tymi smugami czarnego, przedrogiego tuszu do rzęs na
rumianych policzkach – a podobno miał być wodoodporny, na co narzekałaś przez
cały następny wieczór – byłaś tak niesamowicie piękna. Nie mogłem oderwać od Ciebie
wzroku, kiedy ciągnęłaś mnie samym środkiem Fulham Road w wodzie, od której
rozpadły się twoje śliczne, słomiane koturny. Wybiegliśmy ze stacji metra,
którym uwielbiałaś się tłuc ze swojego Kennington, i dopiero na Fulham złapał
nas deszcz, a Ty po chwili przystanęłaś na środku ulicy w tej ulewie i zaczęłaś
się śmiać. A śmiech to Ty, Corie, miałaś przeuroczy. Uwielbiałem go, tak samo
jak uwielbiałem całą Ciebie.
Moją Corine Cressacé, bez której nie umiałem
wyobrazić sobie życia.
Corie, pamiętasz ten nasz wrzesień, prawda?
Ten piękny miesiąc w deszczu, kiedy zakochiwałem się w Tobie, a Ty zakochiwałaś
się we mnie. Ten piękny miesiąc, kiedy naiwnie wierzyliśmy, iż wszystko będzie
trwać wiecznie, iż nic nas nie rozdzieli.
Corine, jacy my byliśmy wtedy głupi… Nie
mieliśmy szans, a jednak uparcie je widzieliśmy. Nie mieliśmy właściwie niczego
poza sobą. Choć dziś nie dam głowy, czy kiedykolwiek miałem Cię naprawdę.
Byłaś, Corie, tego jestem pewny. Lecz czy byłaś ze mną? Przy mnie? Czy byłaś
moja, kochanie? Wtedy, w przeciągu tamtego września, myślałem, iż nigdy Cię nie
stracę.
Teraz pewnie powinienem zapytać sam siebie,
czy Cię straciłem, czy może to Ty odeszłaś. Bo naszą historię można spostrzegać
z różnych punktów widzenia, zaś ja sam nie wiem, co wpłynęło na Twój wyjazd.
A może powrót do tego, od czego uciekłaś,
Corie? Często wspominałaś w nasze deszczowe wieczory, iż boisz się życia poza
Londynem, tego, co zostawiłaś gdzieś, skąd uciekłaś. Nigdy nie podawałaś
szczegółów, a ja nie musiałem ich znać, bo myślałem, że i bez nich doskonale Cię
znam.
Dziś już nie wiem, czy tak naprawdę było.
Dziś jest wiosna, drzewa kwitną, a Ciebie nie
ma w naszym Londynie.
To miasto bez Ciebie jest puste. Nawet nie
pada deszcz, a on jako jedyny mi po Tobie pozostał.
Deszcz i wrześniowe wspomnienia są jedynym,
Corie, co mi po Tobie pozostało. Bo Ciebie już nie ma od dawna, a ja wciąż nie
umiem zapomnieć.
Co Ty ze mną zrobiłaś w przeciągu tego
jednego, deszczowego miesiąca, Corine? Dlaczego tak usilnie trwam przy
wspomnieniach, które powinienem był już dawno ukryć gdzieś na dnie mej pamięci?
Lecz nie, wolę się tym maltretować, wolę ciągle odtwarzać w pamięci, jak z
francuskich akcentem wołałaś: „Frankie, spójrz tam!” i uśmiechałaś się przy tym
przecudnie.
Pewnie teraz znów jesteś w swojej Francji,
gdzie niebo jest fioletowe, lecz nie roni swych łez. Zaś bez nich, bez naszego
deszczu, wszystko umiera, Corie.
Ze mną na czele.
Hej, Corie, pamiętasz w ogóle, jak na mnie
patrzyłaś? Pamiętasz, jak wtulałaś się we mnie za każdym razem, kiedy coś Cię
przeraziło, a ja śmiałem się cicho w twoje grube, ciemne włosy, jakie nosiłaś
zawsze rozpuszczone? Oburzałaś się, zła pytałaś, czy to Ty tak bardzo mnie
bawisz, ale po chwili znów byłaś radosna, a ja sam uciszałem Cię po prostu
krótkim pocałunkiem.
Corine, byłaś dla mnie wszystkim, a jednak
odeszłaś. Powiesz mi kiedyś, dlaczego to zrobiłaś? Wrócisz jeszcze kiedyś do
mnie, do Londynu, ażeby kolejny wrzesień spędzić na bieganiu w deszczu po
Fulham i obserwowaniu Tamizy, wtulając się we mnie?
Bo wiesz, Corie, choć dziś już wiosna, a Ty
uciekłaś do Francji, ja wciąż pamiętam i pamiętać będę zawsze.
Kochający Cię Frank.
Hej, Frank, myślisz, że umiałabym zapomnieć?
Myślisz, że potrafiłabym wyrzucić z pamięci
wszystkie te deszczowe dni z tamtego września, kiedy drżałam na samą myśl o
Tobie? Kiedy każdego poranka, gdy budziłam się w Twoim łóżku, u Twego boku,
bolała mnie dosłownie każda kość?
Frank, to były najszczęśliwsze dni w moim
życiu. I piszę to z głębi serca, bo nigdy nie umiałabym Cię okłamywać. Cały
świat – owszem, lecz nie Ciebie, tego jedynego, który nigdy nie pytał o
przeszłość. Dałeś mi wszystko to, dzięki czemu się odbiłam od dna, dzięki czemu
przeżyłam, lecz Londyn miał być tylko etapem przejściowym.
I właśnie dlatego uciekłam. Bo ja często
uciekam przed tym, co dobrego się wydarza w moim życiu. Uciekłam też od Ciebie,
choć chyba byłeś wszystkim, co najlepsze w tym perfidnym światku. Lecz dla mnie
nie było już nadziei. Dla nas jej nie było.
Uciekanie to moja specjalność, właściwie
tylko tym się zajmuję w tym życiu. I dlatego też wsiadłam w samolot i wróciłam
do Francji. A teraz siedzę na tarasie swojego wielkiego mieszkania, patrzę na
ciemne chmury zbierające się na zachodzie i czuję, jakbyś wraz z nimi wracał do
mnie. Bo kiedy nad Paryżem pada, ja czuję Twoją obecność przy mnie; deszcz jest
czymś naszym, czymś, co nas oczyszcza.
Ja chyba jestem takim chorym wyjątkiem,
Frank, bo deszcz niesie ze sobą jedynie wspomnienia. Nic oczyszczającego z
naszego miesiąca w Londynie. Wspomnienia ranią, wiesz o tym?
Pewnie wiesz, bo Tobie samemu jest ciężko o
mnie nie myśleć, ale wiem, iż nie umiesz tego nie robić. Wspominasz mnie, tak
jak ja wspominam Ciebie. I tak samo cierpisz, nie mam racji, Frank?
A pamiętasz, kochany, jak zabrałeś mnie na
Stamford? Jak posadziłeś mnie na puściutkich trybunach późnym popołudniem, a
sam po kilku chwilach pojawiłeś się na murawie i uśmiechałeś się tak cudownie?
Tamtego dnia moje serce było już Twoje.
Tamtego dnia na Stamford Bridge nie padało, a my obserwowaliśmy gwiazdy, leżąc
na murawie. Tamtego dnia zrozumiałam, iż jestem zgubiona w życiu bez Ciebie.
A teraz właśnie tak żyję. Złamałam swoje
serce z własnego wyboru, uciekając od Ciebie, od Twojej miłości i tego, co
mogłeś mi dać. A dałbyś mi przecież wszystko, o co tylko bym poprosiła… Ale nie
miałam wyboru, wiesz, Frank? Nie miałam szansy na życie u Twego boku, nie
mieliśmy szansy wtedy, zaś dziś nie ma już nadziei.
Nie dla nas. Nie dla mnie, Frank. I wybacz
mi, proszę, że Tobie również odebrałam te uczucie, tę pewność, iż będzie
dobrze. Sama chciałabym to czuć, chciałabym wiedzieć, iż mogę wrócić do Ciebie
do Londynu i wszystko, co złe, przeminie, odmieni się na lepsze, lecz tak się w
istocie nie stanie.
Bo dziś siedzę na swoim paryskim tarasie,
obserwuję z piątego piętra dzielnicę Saint-Germain i wspominam.
Bo wiesz, Frank, ja Cię naprawdę pokochałam
tamtego naszego września.
Tęskniąca za
Tobą Corine.
Hej, Corine, wiosna powoli się kończy, lecz
do kolejnego września wciąż daleko…
Pisałem Ci już, jak cholernie za Tobą
tęsknię, pisałem, jak cholernie mocno wciąż Cię kocham… A Ciebie wciąż nie ma u
mego boku. Bez Ciebie się spalam, Corie. Bez Ciebie popadam w otępienie, a
wszystko traci sens tylko dlatego, iż Ciebie ze mną nie ma.
Bez względu, gdzie uciekłaś, Corie, znajdę
Cię. Sezon zaraz się skończy i pojadę do Ciebie, do Francji. To miejsce, które
mi Cię odebrało, to ciemność, która skryła Cię za swoją kurtyną. Ale ja Cię
odnajdę, Corine, w Twoim Paryżu i pogratuluję Ci wszystkiego, co Ci się
przytrafiło. Oby tylko Twoje życie nie było tak puste jak moje.
Bo ja bez Ciebie umieram niczym kwiaty bez
deszczu, naszej wrześniowej ulewy, w której kochaliśmy się we dwoje. On znów
spadł nad Londynem, jednak to miasto w deszczu bez Ciebie jest niczym. Tak samo
jak niczym jestem ja bez Ciebie. Ty jesteś wszystkim, Corine, więc dlaczego
zapomniałaś tak łatwo? Dlaczego nie umiesz powiedzieć, dokąd odeszłaś? I, co
ważniejsze, dlaczego to zrobiłaś? Corine, najdroższa, dlaczego postanowiłaś
uciec i ode mnie? Zostawiłaś mnie samego, porzuciłaś mnie na pastwę wspomnień
wraz z przyjściem października, a teraz ja szukam Ciebie we wszystkim, co widzę
w tym przeklętym mieście, w każdej kropli deszczu spadającej na nie.
Lecz Ciebie wciąż nie ma, bo jesteś w Twoim
Paryżu, do którego prędzej czy później przyjadę. I będę Cię szukał, Corie, bo
jesteś wszystkim.
Zawsze będziesz wszystkim, moja kochana.
Pamiętasz, jak budziłem się, trzymając Cię w
ramionach, a ty na powitanie delikatnie mnie całowałaś, śmiejąc się wprost w
moje usta? Bo ja pamiętam każdy taki poranek, każdą taką chwilę, która czyniła
mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi. Ty to sprawiłaś, Ty byłaś moim
szczęściem i tylko przy Tobie ponownie odnajdę to, co w sobie zatraciłem.
Nie wierzę, że nie ma nadziei. Bo ona jest
zawsze, tak samo jak zawsze będę Cię kochał i czekał, aż powrócisz do naszego
miasta, do naszego Londynu, w którym na zawsze pozostało Twoje serce. Pozostały
też Twoje wspomnienia i ja, kochający Cię idiota, który łudzi się na Twój
powrót. Bez Ciebie straciłem cały swój blask, całą siłę do walki o cokolwiek.
Corie, nie wiem nawet, co chciałaś osiągnąć tą ucieczką, lecz jestem pewny, iż
zniszczenie mnie nie leżało w Twoich celach. I dlatego wybaczam, bo wiem, że
nie chciałaś, że nawet nie zdawałaś sobie sprawy, jak w ciągu jednego miesiąca
można kogoś pokochać.
Miałem kiedyś mnóstwo marzeń, kochanie.
Chciałem zmieniać świat, chciałem być najlepszy… Chciałem wiele, lecz
większości z nich już nawet nie pamiętam. A wiesz dlaczego, Corie? Pewnie wiesz,
ale i tak Ci to napiszę.
Bo to Ty, Corine, stałaś się wszystkim, ale
przede wszystkim moim największym marzeniem.
Cierpiący
bez Ciebie Frank.
Hej, Frank, naprawdę uważasz, iż Cię
zniszczyłam?
Frank, nie chciałam tego! Naprawdę! Uciekłam,
bo właśnie zniszczenia Ciebie obawiałam się najbardziej. Bo wiedziałam, jak
mocno możesz mnie pokochać i jak mocno możesz cierpieć, kiedy mnie zabraknie na
tym świecie. Tak bardzo Cię za to przepraszam!
Nie chciałam niczego niszczyć. Wręcz
przeciwnie – moja ucieczka miała Cię uratować, mój kochany. Dzięki temu miałeś
przeżyć beze mnie i z czasem nauczyć się takiego życia. Ale Ty wciąż nie
potrafisz tego zrobić, choć nasz wrzesień przeminął tak dawno, zaś ja ronię
teraz łzy w deszczu, na moim kochanym tarasie z widokiem na Saint-Germain. Tak
bardzo mi źle ze świadomością zniszczenia Twojego życia, Frank.
Nie powinnam była w ogóle w nie ingerować, bo
przecież znałam cenę tego wszystkiego. Lecz wciąż, pomimo wszystkich
konsekwencji, jakie przyszło nam za to ponieść, uważam tamtej wrzesień za
najcudowniejszy miesiąc mojego życia. Bo byłam wtedy kochana przez mężczyznę,
którego sama pokochałam. Przez Ciebie, Frank.
Wiedziałam, jak to wszystko się skończy,
wiedziałam, iż ucieknę z powrotem do Paryża, zostawiając Ciebie samego w naszym
pięknym, deszczowym Londynie.
Frank, i tak zostałbyś sam. I tak odeszłabym
prędzej czy później, bo takie jest moje przeznaczenie. Zaś naszym wspólnym przeznaczeniem
nie jest bycie razem, ponieważ nawet gdybym teraz siedziała na tarasie Twojego
londyńskiego apartamentu i patrzyła na Tamizę, prędzej czy później musiałabym
Cię zostawić, Frank. Nawet jeśli bym została, nawet jeśli bym od Ciebie nie
uciekła, i tak nie czułabym się lepiej.
Chciałabym wierzyć, iż od tego ucieknę. Lecz
nie mogę, Frank, bo to Twoje przeznaczenie. Ucieknij od wspomnień dla mnie,
ułóż sobie życie tak, ażebym mogła patrzeć na Ciebie każdego dnia, gdy już
nadejdzie koniec. Ja sama zniosę ten koniec, Ty nie powinieneś jeszcze bardziej
cierpieć, kochany.
Nie mogę tego od Ciebie wymagać. I błagam,
nie traktuj tego jako kary, nie traktuj mojej ucieczki jako czegoś, co było
Twoją winą, bowiem wszystkiemu zawiniłam sama. Tamten wrzesień nie powinien się
wydarzyć, jednak nie cofnę tego i wcale nie żałuję, iż Cię pokochałam. Żałuję
tylko, że pozwoliłam Tobie zakochać się we mnie.
Lecz, Frank, moja ucieczka jest dowodem mojej
miłości. Bo ja umieram, Frank, i już nic mnie nie uratuje. Nawet Ty i Twoja
miłość, która jest najlepszym, co w moim życiu mogłoby mi się przydarzyć. Obiecaj
mi tylko, najdroższy, iż przetrwasz beze mnie, iż wspomnisz mnie w każdy
kolejny wrzesień, bo tamten był moim ostatnim.
Zakochana w
Tobie na zawsze Corine.
Hej, Corie, jak to umierasz?!
Corine, nie możesz tak po prostu mnie
zostawić samego na tym przeklętym świecie! Przecież bez Ciebie nic nie ma
sensu, bez Ciebie ja jestem nikim.
A Ty myślałaś, kochanie, iż dam sobie bez
Ciebie radę? Nie umiem żyć bez Ciebie, lecz nachodzi kolejny wrzesień, a Ty
jesteś już tam, na górze. Patrzysz na mnie, prawda, Corie? Patrzysz i
uśmiechasz się, widząc, jak próbuję zrealizować Twoją prośbę.
Ale ja nie umiem, Corine. Próbuję od chwili,
gdy zadzwonili do mnie z Twojego Paryża, od kiedy dowiedziałam się o Twoim
odejściu.
Corie, kochanie, nigdy wcześniej nie było mi
tak źle bez Ciebie. Każdego dnia jest źle, ale nie tak bardzo. Każdego dnia
tęsknię do Twoich objęć, do Twojego francuskiego akcentu, do Twojego uśmiechu i
szeptanego cichutko „Kocham cię, Frankie”.
Corie, nadchodzi kolejny wrzesień. Ten nie
będzie już nasz, bo Ciebie nie ma tutaj. Nie, nie, nie mogę tam myśleć! Wybacz
mi to zdanie, tak jak ja wybaczyłem Ci każdy twój błąd, ponieważ kochałem Cię
wtedy i kocham Cię i dziś. A Ty jesteś ze mną tam, na górze, czuję Twoją obecność
i próbuję spełnić to, co obiecałem. Staram się przetrwać, chociaż to trudne.
Ale wiesz co, Corie? Wierzę, że za każdym
razem, gdy znów spada deszcz, Ty go zsyłasz właśnie dla mnie, ażeby pokazać, iż
trwasz i wciąż mnie kochasz. A ja kocham Ciebie, Corine, i wiem, iż nigdy nie
przestanę.
A kiedyś, może za wiele długich lat, wypełnię
to, do czego mnie zobowiązałaś, najdroższa.
Kochający
Cię i pamiętający na zawsze Frank.